a na własne życzenie zostałam zwykłym pasztetem.
Teoretycznie dowiedziałam się o tym, że podstawą sukcesu w biznesie jest nisza i znajomość swojego klienta, gdy byłam product managerem i pracowałam dla najlepiej sprzedającego się produktu na rynku fmcg. Praktycznie przekonałam się o tym dopiero, gdy założyłam swój zakład past kanapkowych Pastina za własne pieniądze.
Produkowałam pasty z cieciorki i z zielonego groszku. Miałam niszowy produkt premium i mikro zakład, a chciałam predestynować do miana korporacji i masowej produkcji.
By złapać jak najwięcej klientów nie chciałam nikogo wykluczyć. To dlatego nie nazwałam swojego produktu hummusem i nie dałam mu ceny premium. Nazwałam go pastą kanapkową.
Rezultat był taki, że klienci hummusu nie wiedzieli, że był to produkt dla nich, więc go nie kupowali. Sięgali po wyroby premium. Z kolei gospodynie domowe nie były przygotowane na taką nowość i nie wiedziały jak go używać.
To było 7 lat temu, a hummusu nie było jeszcze w dyskontach. Nie był to pasztet do którego były przyzwyczajone, a do tego zamiast na półce stał w lodówce, więc też rzadko po niego sięgały. Ponieważ sama nie wybrałam dla kogo jest mój produkt finalnie dookreślili mnie przedstawiciele sklepów. Gdy dzwonili po zamówienia prosili o… pasztety.
I tak z produktu premium, który de facto był hummusem, ale którego tak nie nazwałam bo bałam się zamknąć tylko na jedną grupę klientów, za to ze świetną marżą dostosowaną do wielkości zakładu, zostałam „pasztetem” z niską ceną i słabą sprzedażą.