stałam się zwykłym pasztetem.
Praktycznie każdy przechodzi ten sam etap w swoim biznesie. Chcesz wypełnić kalendarz sesjami z klientami, więc łapiesz się wszystkiego i wszystkich. Zawężenie i nisza kojarzy Ci się z ograniczeniem i stratą. Cóż też tam byłam.
Dziesięć lat temu byłam pierwszym polskim hummusem na rynku. Na półkach w sklepie były tylko pasztety.
Miałam świetny produkt z rewelacyjnym składem i dalej to przekonanie, że im więcej i szerzej tym lepiej… Więc zamiast nazwać mój produkt hummusem nazwałam go pastą kanapkową.
Chciałam, by mój produkt był dla każdego. Dla świadomych konsumentów z wielkich miast i gospodyń domowych w jednym. Rezultat był taki, że klienci hummusu nie kupowali, bo sięgali tylko po produkty premium. Z kolei gospodynie domowe nie były przygotowane na taką nowość i nie wiedziały jak go używać.
Sama nie wybrałam dla kogo jest mój produkt, więc finalnie dookreślili mnie przedstawiciele sklepów. Gdy dzwonili po zamówienia prosili o… pasztety.
I tak z produktu premium, który de facto był hummusem, ale którego tak nie nazwałam, bo bałam się zamknąć tylko na jedną grupę klientów, za to ze świetną marżą dostosowaną do wielkości zakładu, zostałam „pasztetem” z niską ceną i słabą sprzedażą.